... początek stanu wojennego w Gdyni …
30 lat temu, niedziela rano, zaspany idę do telewizora, chyba to był Neptun (czarno-biały). Niestety zamiast spodziewanego programu dla dzieci –Teleranka widzę w telewizorze tylko śnieg. Myślę sobie, że to za wcześnie i jeszcze nie ma nic w telewizji. Po chwili orientuję się, że jest godzina 9. Nie przejmuję się tym jednak, przecież różne rzeczy się dzieją w tych czasach.
Nie pamiętam jak dociera do nas informacja o wprowadzeniu stanu wojennego. Jakiś niepokój, być może spowodowany ciągłym brakiem programu w telewizji, głuchy telefon a na ulicy przed blokiem pustka… Wreszcie wybucha, przemówienie generała W.Jaruzelskiego w telewizji, szok i zdziwienie, o czym on mówi?? Jako 11 letni chłopak zbyt wiele nie rozumiem, ale wiem, że to nic dobrego. Już tego samego dnia słyszymy o aresztowaniach w całym Trójmieście, na ulicy pojawiają się patrole zomowców z psami budząc grozę.
W poniedziałek kolejne złe wieści, zamiast trzech lokalnych gazet pojawia się jedna z trzema tytułami: Dziennik Bałtycki, Głos Wybrzeża i Wieczór Wybrzeża. Godzina milicyjna od 22, już 15 minut przed 22 widać jak ludzie biegną do domów, boją się. Wolna Europa mówi o krwawych zajściach w wielu miejscach w Polsce, nam rodzice zabraniają jechać do centrum miasta. Po dwóch dniach jakoś docieram na ul. Śląską i niedaleko prezydium miasta przy przystanku SKM na Wzgórzu Nowotki , wszędzie stoją czołgi. Ulicami chodzą patrole, uciekam szybko do autobusu i do domu. Więc tak wygląda wojna…
Zakaz wychodzenia na dwór po 20 dla dzieci i młodzieży, tylko z osobą dorosłą. Co chwilę gdzieś w kolejce w sklepie czy w kościele słychać straszne opowieści o pałowaniu, nalotach na domy członków Solidarności. Nosimy w kurtkach oporniki - symbol oporu i szybko uczymy się, żeby im obłamać druciki i po prostu przyszyć - mogą kazać je zjeść, a to może boleć.
Tak pamiętam początek stanu wojennego w Gdyni…