Celebryctwo zamiast celebry? To może być metoda...
Przez wieki papieże byli jak królowie - zamknięci w murach Watykanu, rzadko podróżujący, ukazujący się wiernym okazjonalnie i w rzeczywistości - mało przystępni. Znakiem czasu była względna normalność Jana Pawła II, który w momencie obejmowania przywództwa Kościoła był pełnym energii mężczyzną w średnim wieku.
Napracował się przez te lata, objeżdżając świat w tę i z powrotem, przy okazji - pokazując ludzką twarz kościelnej hierarchii - na nartach, w rozmowach ze zwykłymi ludźmi, w cierpieniu po zamachu. Legendarne były jego żartobliwe, nieformalne "z-okienne" rozmowy z młodzieżą na Franciszkańskiej w Krakowie czy w innych miejscach (bo młodzież do JPII lgnęła i na odwrót).
Ale Papież Franciszek przebił Papieża Polaka o kilka długości. Ostatnie zdjęcie (tzw. słitfocia zrobiona sobie przez kilkoro młodych ludzi właśnie z papieżem), które obiegło świat, jest tego najlepszym dowodem.
Są dwie możliwości - albo Franciszek po prostu taki jest, albo odważnie korzystając z konwencji i łamiąc stereotypy, z premedytacją walczy o swój ludzki wizerunek. Ale tak czy inaczej - efekt (biorąc pod uwagę aspekt ewangelizacyjny) będzie co najmniej niezły.
Media bardzo chętnie podchwytują wszelkie "normalności" nowego papieża. A to zadzwoni do dawnego znajomego kioskarza, a to załatwi sobie sam jakąś sprawę z pominięciem watykańskiego rozbuchanego dworu, a to wybierze pięć razy skromniejsze niż jego poprzednik szaty, a to zdecyduje o zajęciu skromnego apartamentu zamiast komnat. Dla ortodoksów te doniesienia mediów są cyniczną grą obliczoną na osłabienie Kościoła, ich zdaniem papież wykorzystywany jest jako oręż w tej ateizacji (sic!).
Nie ma co ukrywać - instytucja Kościoła (mocno nadwyrężona przeróżnymi ludzkimi słabościami) nie jest lubiana. Sama zresztą na to pracowała całe lata, unikając podejmowania publicznej dyskusji. Media, z małymi wyjątkami, nie szczędzą krytyki, pastwią się nad patologicznymi zjawiskami, coraz odważniej mówią o konieczności oddzielenia intymnej wiary od spraw państwowych.
Ale żeby od razu przypisywać mediom zatrudnienie do cynicznej rozgrywki Głowę Kościoła? Przesada...
Mediom po prostu spodobał się ten facet. Bezpośredni, zwykły, rozumiejący czasy smartfonów, tabletów i słitfoci, dopasowujący się do rzeczywistości i szukający w rzeczywistości metod porozumienia z ludźmi.
Młode pokolenie na propagandę mediów jest odporne. To media idą tropem społecznego poparcia dla "zwykłego papieża", a nie odwrotnie.
I naprawdę nie ma większego znaczenia czy bezpośrednie gesty i słowa Franciszka są spontaniczne, czy wyrachowane. Ważne, że to działa. A to może oznaczać jedno - że papież, jakby wbrew swoim podwładnym w hierarchii, idąc ramię w ramię z grupą sensowych kapłanów (niestety jest to mniejszość), robi Kościołowi dobry PR.
Z drugiej strony - to dość ryzykowna gra. Takie balansowanie na skraju powagi. Dla mediów "wyczyny" Franciszka są celebryckimi ciekawostkami. I sąsiadują z doniesieniami o ciąży aktorki, piosenkarce pokazującej piersi, rozwodzie aktorskiego małżeństwa itp...
Ale wystarczy rzucić okiem na komentarze zamieszczone pod notatką w plotkarskim portalu. Praktycznie wyłącznie pozytywne. A to tutaj nie zdarza się nigdy...
Może więc faktycznie to dobra metoda. Bo teraz - słitfocia, ale pewnie przyjdzie czas, żeby pogadać również o poważniejszych sprawach.
źródło: http://paluszkiewicz.blogspot.com/