Najpierw minister Szynkowski Vel Sęk przywiózł z Brukseli projekt ustawy, będący de facto wycofaniem się obozu PiS z tak zwanej reformy wymiaru sprawiedliwości. Następnie premier Morawiecki apelował do opozycji, żeby pozwoliła uchwalić go jak najszybciej, nie zmieniając w nim ani przecinka, a na końcu Andrzej Duda oświadczył, że się na niego nie zgadza. Wszystko to mogłoby być komiczne gdyby nie było smutne. Bo oto, w trudnej sytuacji międzynarodowej, prezydent Rzeczpospolitej ściga się z premierem na brak powagi. Brak powagi prezydenta Dudy polega na dwóch kwestiach.
Po pierwsze, jego własny obóz polityczny zwyczajnie nie raczył go poinformować, że uzgodnił z Brukselą projekt ustawy, który podważa tę kompetencję Andrzeja Dudy, którą on uważa za absolutnie niepodważalną. Duda uważa mianowicie, że każdy, kto otrzymał od niego nominację sędziowską jest sędzią i że nie zgodzi się na jakiekolwiek podważanie tej zasady.
Tak na marginesie: stanowisko to jest absurdalne, ale to już promotor doktoratu Andrzeja Dudy, profesor Zimerman, wstydził się że go wypromował. Dlaczego jest absurdalne? To oczywiste. Tak. Nominacja prezydencka stanowi o tym, czy ktoś jest sędzią czy nie. Ale dotyczy ona kandydatów, którzy zostali prawidłowo przedstawienie prezydentowi przez KRS i zostali mu przedstawieni przez legalną KRS. Jeśli ja, z 10 kolegami, nazwę się Krajową Radą Sądownictwa i przedstawię prezydentowi Dudzie, że zgłaszam mu ślusarza jako kandydata na sędziego, to nawet jeśli prezydent Rzeczpospolitej – kimkolwiek by on nie był – pod wpływem alkoholu, mianuje takiego kandydata sędzią, to jako żywo, sędzią on się nie stanie. Jest tak oczywiste jak to, że Andrzej Duda jest legalnym prezydentem.
Wracając jednak do poprzedniego wątku. Po pierwsze więc, obóz rządowy nie raczył poinformować prezydenta o tym, że podważa mu jego prerogatywę, o której ten wielokrotnie mówił, że jest do niej bardzo przywiązany.
I po drugie. Okazuje się, że prezydent Rzeczpospolitej wetuje ustawy nie ze względu na ich merytoryczną zawartość, ale z racji na to, że chce się nimi posłużyć jako orężem w walce z tymi, którzy go upokarzają.
Oto bowiem minister Czarnek stwierdził w RMF, że rozmawiał z prezydentem kilka dni przed wetem, i że był po tej rozmowie przekonany, iż prezydent mu tę ustawę podpisze.
Oczywiście! Minister Czarnek ma rację! Prezydent chciał ją podpisać! Tylko w międzyczasie okazało się, że jego własny obóz polityczny go lekceważy, a skoro tak, to zawetował temu obozowi pierwszą ustawę jaką miał od ręką. Porównanie do piaskownicy wydaje się tu naprawdę mało wyraziste, ale to jest dokładnie tak, jak w sytuacji, w której Jaś lat 5 buduje zamek z piasku i nie słucha Krzysia lat 4, że ten zamek powinien mieć dwie wieże. Skoro więc tak, to Krzyś postanawia zabrać Jasiowi łopatkę. Tyle tylko niestety, że Krzyś i Jaś, są premierem i prezydentem dość dużego europejskiego kraju.
Dlaczego natomiast Mateusz Morawiecki jest tym Jasiem? To proste. Jak można apelować do opozycji o głosowanie za tą ustawą, nie wiedząc, że prezydent z własnego obozu politycznego chce ją zawetować? Naprawdę szczęśliwi klienci byłego banku BZ WBK, że przy takim prezesie nie stracili swoich pieniędzy!
Jan Filip Libicki