Dziś krótko. Mamy kryzys węglowy, mamy drożyznę, inflację i wiele innych problemów. Każdy rząd by się prawdopodobnie o te problemy przewrócił. I rząd PiS-u też się o nie przewróci, tyle, że z większym hukiem i trzaskiem niż byłoby to w przypadku każdego innego rządu. Dlaczego?
To proste. Od 7 lat – aż do mdłości – partia Kaczyńskiego opowiada o „silnym państwie”. Państwo wszystko załatwi, państwo się wszystkim zajmie, państwo wszystko wszystkim da. Obywatel, zamiast sam się troszczyć o swoje sprawy, a pomocy państwa oczekiwać tylko tam, gdzie sam nie jest w stanie zadziałać, ma oczekiwać – zwykle biernie – że państwo mu właśnie wszystko załatwi i da.
I niestety, przez 7 lat, bardzo wielu Polaków w to uwierzyło. A spora część z tej grupy wierzy w to bezgranicznie. Więc jeśli się nagle okaże, że państwo nie da i nie potrafi na przykład sprowadzić węgla, albo obniżyć cen prądu, ich rozczarowanie – po 7 latach centralistyczno – komunistycznej ideologii „silnego państwa”, będzie dużo głębsze, niż było przed rokiem 2015. I dadzą temu wyraz w wyborach tym boleśniej dla PiS, im większe będzie ich rozczarowanie.
I tak oto partia rządząca upadnie pod ciosami własnej, fałszywej ideologii „silnego państwa”. I będzie to dla niej niesłychanie bolesne.
I bardzo dobrze. To powinno partię rządzącą boleć. Bardzo boleć…
Jan Filip Libicki