Po pierwsze. Papież Franciszek – czy tego chcemy czy nie – jest Argentyńczykiem i na jego sposobie myślenia odcisnęły się elementy teologii wyzwolenia. Nie na tyle oczywiście, by to zmusiło jego poprzedników do jakichś działań, ale jednak. Stąd w jego pontyfikacie mniej aspektów teologicznych czy zbawczych, a więcej społecznych. Elementem charakterystycznym takiej postawy jest przynajmniej nieufność do Stanów Zjednoczonych. Stąd chociażby te wtręty o szczekaniu NATO pod drzwiami Rosji. No i mięta do tej ostatniej.
Po drugie. Z perspektywy Argentyny Rosja nie jest tym samym, czym z naszej perspektywy. Dla przykładu: mało kto u nas – może poza incydentem z udziałem dyrektorki poznańskiego Teatru Ósmego Dnia Ewy Wójciak – interesuję się kwestią Kościoła w Argentynie za dyktatury generała Jorge Videli. Czy kogoś to w Polsce interesuje? Średnio. I pewnie tak samo rosyjska agresja na Ukrainę interesuje przeciętnego Argentyńczyka. Papież Franciszek oczywiście nie jest przeciętnym Argentyńczykiem, ale jest Argentyńczykiem.
Po trzecie. Papież – jak każdy papież – jest i musi być z natury pacyfistą, a pacyfista musi – często wbrew zdrowemu rozsądkowi – nakłaniać obie strony wojny do pokoju. Stąd te ciągłe opowieści o Rosji w wystąpieniach papieża Franciszka.
Po czwarte. Jeśli taka jest postawa szefa – to Nuncjusz Apostolski w Polsce, tak to jest w Kościele i zresztą w dyplomacji – robi to co robi. I do tego dochodzi charakterystyczny w Kościele formalizm. Jeśli ambasador jest w Polsce legalnym ambasadorem, urzęduje i nikt go nie wydalił, to się go zaprasza. Tak po prostu jest.
Po piąte. Czy Nuncjusz Salvatore Pennacchio powinien był to robić? Nie. Bo powinien dostosowywać pewne praktyczne aspekty polityki międzynarodowej Stolicy Apostolskiej, do warunków kraju, w którym urzęduje. Nie trudno było przewidzieć, że tym ruchem Kościołowi pochwał nie przysporzy. Zwyczajnie - zdrowy rozsądek nakazywał, żeby uniknąć dawania kolejnego pretekstu do krytyki. Nie zrobiono tego, bo zwyciężył formalizm właśnie.
Wreszcie po szóste. Jeśli prosty katolik Libicki mógłby coś radzić papieżowi Franciszkowi i Stolicy Apostolskiej, to radziłbym – zamiast przyjmowanie rosyjskiego ambasadora – mianowanie obecnego zwierzchnika grekokatolików, abp. Światosława Szewczuka kardynałem. Tak jak kardynałami byli jego dwaj poprzednicy: Lubomyr Huzar i Myrosław Lubaczivskij. Taką mam radę dla papieża Franciszka po przyjęciu rosyjskiego ambasadora przez arcybiskupa nuncjusza Salvatore Pennacchio.
Czy tak się stanie? Bardzo bym tego chciał.
Jan Filip Libicki
Fot. Z grekokatolickim Arcybiskupem Większym kijowsko-halickim Światosławem Szewczukiem. 15 września 2018. Fotografia ze zbiorów autora.