Jeszcze o Kościele po filmie Sekielskich. Mój „pocałunek śmierci”
Senator Jan Filip Libicki wskazuje w felietonie na osobę, która jest nadzieją i przyszłością polskiego Kościoła.
Miałem wrażenie – i chyba nie tylko ja – a może więcej niż wrażenie, że mówił do nas ktoś, kto w tych trudnych czasach jest nadzieją i przyszłością polskiego Kościoła.
Może nie powinienem tego pisać. Bo tego typu uwaga może być „pocałunkiem śmierci”. Z drugiej strony jednak myślę, że akurat osoba, o której piszę wystarczająco już sobie „nagrabiła” wśród niektórych kolegów.
W sobotnie rano, w katedrze łódzkiej, uczestniczyłem w święceniach diakonatu, których księdzu Jakubowi Hejdukowi udzielał abp Grzegorz Ryś. Kazanie było nie o polityce, nie o tym ile Polska zawdzięczam Kościołowi, nie o rozmaitych zagrożeniach, tylko o tym jakimi nowi diakoni powinni być księżmi. Choćby o tym, że mogąc sprawować sakrament chrztu, błogosławić małżonków, czy żegnać, zmarłych, będą przy wydarzeniach dla ludzi najważniejszych. I dlatego muszą to rozumieć i sprawować to w odpowiedni sposób, a nie tak jakby to był kolejny pogrzeb czy chrzest w tym tygodniu.
Miałem wrażenie – i chyba nie tylko ja – a może więcej niż wrażenie, że mówił do nas ktoś, kto w tych trudnych czasach jest nadzieją i przyszłością polskiego Kościoła. Utwierdziły mnie w tym jeszcze rozmowy przy stole, które sprowadziły to do jednego, szczerego, a nie jak to często bywa, urzędowo wypowiadanego zdania: od dwóch lat ta diecezja odżyła.
Piszę to tutaj trochę z ludzkiej próżności, bo jak się to w przyszłości okaże prawdą, to wyjdzie na to, że mam zdolności profetyczne. Księdzu Jakubowi życzę po prostu Ad Multos Annos!!!
Fot.:Abp. Grzegorz Ryś i diakoni: Jakub Hejduk (z lewej) i Konrad Sulmierski, katedra łódzka, 18.5.2019.