Po wystąpieniu Leszka Jażdżewskiego. Dylematy konserwatysty
Jan Filip Libicki w najnowszym felietonie odnosi się do wystąpienia Leszka Jażdżewskiego.
Czy na dłuższą metę będzie dla PSL-u, jako formacji, wystarczająco miejsca między panem Jażdżewskim, a Jarosławem Kaczyńskim? Między zoologicznym przeciwnikiem Kościoła i libertynem, a etatystycznym, staroświeckim zamordystą? To jest to zasadnicze pytanie. Pytanie o to czy między tymi dwoma skrajnościami, rzeczywiście w Polsce to miejsce jest? Oby rzeczywiście było. Trzeba mieć nadzieję. Ale czy tak będzie? Bo jeśli go nie będzie, to chyba zostanie już tylko rezygnacja z polityki…
To nie będzie optymistyczny tekst. Ale za to szczery.
Mam w życiu dwa drogowskazy, jednym jest dekalog, a drugim konstytucja – mówiła posłanka Joanna Fabisiak, kiedy za głosowanie zgodnie z własnym sumieniem w kwestiach aborcyjnych, została wykluczona z Platformy Obywatelskiej. Zapamiętałem sobie to zdanie, bo pomyślałem, że mogę je spokojnie uznać za własne. Pewnym dopełnieniem tego stwierdzenia, była wypowiedź profesora Ryszarda Cichockiego, poznańskiego socjologa, który z kolei – gdy ja opuszczałem Platformę Obywatelską, w konsekwencji opuszczenia jej przez Joanna Fabisiak – napisał, że w Polsce osoby o poglądach konserwatywnych są w trudnej sytuacji. No bo niby przestrzeń na duży ruch polityczny powinna być, a de facto zawsze muszą wybierać między obozem liberalnym, czy liberalno-lewicowym, a tak zwaną – jak on to nazwał, myśląc o PiSie - prawicą rewolucyjną. Przywołałem ten przykład, gdy kilka tygodni temu, na zaproszenie Instytutu Macieja Rataja, mówiłem o przyszłości polskiej chadecji. Z tekstem tego wystąpienia można się zapoznać tutaj (https://www.salon24.pl/u/jflibicki/949490,psl-konserwatywna-kotwica). I jak potwierdza to wystąpienie Leszka Jażdżewskiego z ostatniego piątku nic się w tej sprawie nie zmieniło.
Kiedy go słuchałem, miałem dwie refleksje. Pierwszą były słowa prymasa Stefana Wyszyńskiego, że kto nienawidzi, ten już przegrał. Pierwsza część wystąpienia Jażdżewskiego czyli jego opis polskiego Kościoła to był istny seans - delikatnie mówiąc - głębokiej niechęci, a w zasadzie nienawiści. Druga część – ta o świniach w błocie – nie bardzo wiadomo do kogo się odnosiła. Bo kiedy się ją czyta, to nie wiemy, czy Jeżdżewski mówi o księżach, o katolikach, a może o politykach? To nie jest jasne. Niemniej, kogokolwiek miał na myśli, to porównywanie jakieś grupy społecznej czy osoby do świni w błocie też o takiej niechęci czy nienawiści świadczy. I myślę, że przegrał podwójnie. Raz dlatego, że nienawiść jest po prostu brzydkim stanem ducha, dwa dlatego, że nie mógł zrobić PiSowi większego prezentu. Bo Jarosław Kaczyński właśnie nie mógł w tych wyborach dostać lepszego prezentu. Być może nawet – oby tak się nie stało – to jest moment zwrotny tej euro kampanii. Zwrotny, na niekorzyść Koalicji Europejskiej. Niestety...
Z drugiej strony, przyszło mi na myśl przywołana powyżej wypowiedź Joanny Fabisiak. O tych dwóch drogowskazach. Że my, osoby o konserwatywnych przekonaniach, jesteśmy wyjątkowo trudnej sytuacji. Bo musimy wybierać, czy w obronie, ładu, konstytucji, państwa i jego prawdziwej modernizacji czy porządku, łączyć się z obozem, który próbują zdominować – z mniejszym lub większym sukcesem – osoby o poglądach Leszka Jażdżewskiego, o jego języku i postrzeganiu rzeczywistości, albo chcąc zachować nasze przywiązanie do Kościoła i jego nauki, musimy wiązać się ze środowiskiem, nie szanującym państwa i jego instytucji, a religią i jej obronę biorącym sobie na sztandary tylko z czysto koniunkturalnych powodów.
Miałem okazję powiedzieć o tym dzisiaj w Polskim Radiu24, kiedy strojący się w piórka pierwszego obrońcy Kościoła, minister Marek Suski, musiał usłyszeć ode mnie, że świetnie pamiętam, jak to w 2007 roku darł list Episkopatu Polski, w sprawie ochrony życia, podpisany przez biskupa Kazimierza Górnego. Powie ktoś że to nieprawda, bo przecież PiS dużo robi. Otóż większość działań PiSu sprowadza się właśnie do tego samego schematu, obrony Kościoła w Polskim Radiu24 przez Marka Suskiego. Jest dużo buńczucznych i wzniosłych zapewnień oraz niemal zero konkretów. Zupełnie tak jak choćby z reperacjami niemieckimi. Temat wraca co po chwila, tylko że nikt dotąd nie przedstawił nawet jednej ekspertyzy, że mogą się nam one rzeczywiście należeć. Ale gadanie jest mnóstwo.
Wracając do głównego wątku. Ja, wstępując do PSL-u, znalazłem dla siebie rozwiązanie. I jako człowiek o poglądach konserwatywnych czuję się tu bardzo dobrze. Pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę będzie dla PSL-u, jako formacji, wystarczająco miejsca między panem Jażdżewskim, a Jarosławem Kaczyńskim? Między zoologicznym przeciwnikiem Kościoła i libertynem, a etatystycznym, staroświeckim zamordystą? To jest to zasadnicze pytanie. Pytanie o to czy między tymi dwoma skrajnościami, rzeczywiście w Polsce to miejsce jest? Oby rzeczywiście było. Trzeba mieć nadzieję. Ale czy tak będzie? Bo jeśli go nie będzie, to chyba zostanie już tylko rezygnacja z polityki…
I wreszcie kwestia ostatnia. Kwestia tego, że wiele posunięć Kościoła hierarchicznego, daje panu Jażdżewskiemu materiał do wygłaszania jego nienawistnych tez. Nie będę się długo rozwodził. Podam tylko jeden przykład. Ostatnio, jeden z polskich biskupów powiedział na spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim: pana sukcesy są naszymi sukcesami. Otóż trzeba zapytać, jakie to sukcesy, miał biskup na myśli? Bo gdyby mówił na przykład o 500 +, to bym to zrozumiał. W końcu istotą nauczanie Kościoła jest troska o rodzinę. A jeśli myślał akurat o rozwaleniu Trybunału Konstytucyjnego? O naruszaniu konstytucji, o demolowanie Sądu Najwyższego, o łamaniu strajku nauczycieli, o zawłaszczeniu mediów publicznych? Jeśli bp ten myślę o tych wszystkich rzeczach, a nie o 500 +, to pan Jażdżewski nie mógł oczekiwać lepszych pretekstów dla swoich wszystkich nienawistnych wobec Kościoła tez.
Wielu ludzi z Europy Zachodniej patrzę na Polskę jako na kraj o konserwatywnym społeczeństwie. Niestety wygląda jednak na to, że osobom o konserwatywnych poglądach, za jaką się uważam, w polskiej polityce nie jest wcale tak łatwo funkcjonować. Niestety...
Może jednak budowa politycznej przestrzeni dla takich osób uda się PSLowi pod wodzą Władysława Kosiniaka-Kamysza? Oby. Ale będzie to zadanie straszliwie trudne.
A przy okazji. Prezesowi Władysławowi Kosiniakowi - Kamyszowi serdecznie gratuluję narodzin córki Zosi. I to jest z pewnością ostatnie, ale i chyba jedyne, optymistyczne zdanie tego tekstu…